Tytuł: Papierowe miasta
Autor: John Green
Tłumaczenie: Renata Biniek
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Bukowy las
Rok wydania: 2013
Pierwszy raz spotkałam się z twórczością Johna Greena gdy obejrzałam film "Gwiazd naszych wina". Zazwyczaj wolę najpierw przeczytać książkę, dopiero później oglądać ekranizację, jednak tym razem jakoś do książek tego autora mnie nie ciągnęło. Ku mojemu zdziwieniu film zrobił na mnie spore wrażenie, zaskoczył, rozśmieszył i wzruszył, co się rzadko zdarza, dlatego postanowiłam skusić się na jakąś książkę tego pana. Traf chciał, że w bibliotece na jednej z półek trafiłam na "Papierowe miasta" i nie czytając nawet opisu zabrałam ją do domu i wzięłam się za czytanie.
Głównym bohaterem książki jest Quentin Jacobsen - zwykły nudny chłopak, do szaleństwa zakochany w Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie byli prawie nierozłączni, jednak pewne wydarzenie sprawiło, że ich drogi się rozeszły. Teraz gdy są już w liceum, praktycznie ze sobą nie rozmawiają, ale Quentin wciąż jest zauroczony w Margo. Pewnej nocy dziewczyna niespodziewanie wyciąga Q na szaloną nocną eskapadę, po czym następnego dnia po prostu znika. To wszystko sprawia, że świat Quentina wywraca się do góry nogami i sprawia, że chłopak postanawia odnaleźć Margo Roth Spiegelman bez względu na wszystko.
Po obejrzeniu "Gwiazd naszych wina", historia książki "Papierowe miasta" okazała się być zaskakująco... zwyczajna i nudna. Choć z początku czytało się przyjemnie, było wiele zabawnych momentów i śmiesznych tekstów, gdy akcja doszła już do najważniejszego momentu w opowieści, czyli do tego co działo się po zniknięciu Margo Roth Spiegelman, okazało się, że po tej chwili poza pseudo filozoficznymi rozważaniami Quentina, autor ma niewiele więcej do przedstawienia. Nie chcę zbytnio spoilerować ewentualnym chętnym czytelnikom, więc nic więcej nie powiem poza tym, że te rozważania nie były ani zbyt oryginalne, ani odkrywcze. Tak więc przeczytałam, jednak książka nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia.
Po lekturze próbowałam zebrać się za napisanie recenzji, ale szczerze mówiąc jakoś nawet nie miałam na to chęci. No bo co napisać o książce, która dla mnie była w sumie nijaka? Wtedy do głowy wpadła mi myśl, że obejrzę ekranizacje i może ona jakoś pobudzi moje szare komórki do sklecenia choć kilku zdań. Tak więc z robótką w rękach zabrałam się za oglądanie....
Muszę przyznać, że ta robótka była genialnym pomysłem, bo gdyby nie to, chyba bym zasnęła podczas oglądania. Film, poza kilkoma szczegółami, okazał się praktycznie kopią książki. Z tą różnicą, że o ile z początku w książce Margo Roth Spiegelman robiła wrażenie swoją ekscentrycznością, pomysłami, przygodami i tym jak widział ją Q, niestety w filmie nawet tego została pozbawiona, bo aktorka okazała się nijaka. Przez co cała jej postać również.
Ogólnie film okazał się chyba jeszcze gorszy od książki, gdyż wszystkie zabawne momenty, które spodobały mi się w książce, w ekranizacji okazały się żałosne lub zwyczajnie nieśmieszne.
Wcześniej przeczytałam wiele pozytywnych recenzji o "Papierowych miastach" i nie rozumiem tego zachwytu. Może dla nastolatek 13-15 lat, które dopiero będą zastanawiać się nad związkami i ludzką naturą, książka jako takie wrażenie zrobi, bo zmusi ich do myślenia o charakterze i postrzeganiu innych. Jednak szczerze, jeśli ktoś kiedykolwiek myślał o tym wcześniej, to bez względu na wiek, wnioski do których doszedł Quentin nie zrobią na nim żadnego wrażenia.
Po lekturze próbowałam zebrać się za napisanie recenzji, ale szczerze mówiąc jakoś nawet nie miałam na to chęci. No bo co napisać o książce, która dla mnie była w sumie nijaka? Wtedy do głowy wpadła mi myśl, że obejrzę ekranizacje i może ona jakoś pobudzi moje szare komórki do sklecenia choć kilku zdań. Tak więc z robótką w rękach zabrałam się za oglądanie....
Muszę przyznać, że ta robótka była genialnym pomysłem, bo gdyby nie to, chyba bym zasnęła podczas oglądania. Film, poza kilkoma szczegółami, okazał się praktycznie kopią książki. Z tą różnicą, że o ile z początku w książce Margo Roth Spiegelman robiła wrażenie swoją ekscentrycznością, pomysłami, przygodami i tym jak widział ją Q, niestety w filmie nawet tego została pozbawiona, bo aktorka okazała się nijaka. Przez co cała jej postać również.
Ogólnie film okazał się chyba jeszcze gorszy od książki, gdyż wszystkie zabawne momenty, które spodobały mi się w książce, w ekranizacji okazały się żałosne lub zwyczajnie nieśmieszne.
Wcześniej przeczytałam wiele pozytywnych recenzji o "Papierowych miastach" i nie rozumiem tego zachwytu. Może dla nastolatek 13-15 lat, które dopiero będą zastanawiać się nad związkami i ludzką naturą, książka jako takie wrażenie zrobi, bo zmusi ich do myślenia o charakterze i postrzeganiu innych. Jednak szczerze, jeśli ktoś kiedykolwiek myślał o tym wcześniej, to bez względu na wiek, wnioski do których doszedł Quentin nie zrobią na nim żadnego wrażenia.
Podsumowując, zarówno książka jak i film okazały się zdecydowanie przereklamowane. Da się obejrzeć i przeczytać, jednak historia nie wywiera żadnych wrażeń ani dobrych ani złych, jest po prostu nijaka, ot taka sobie opowieść o zauroczeniu nastolatka i dziewczynie, która jest znudzona sobą i swoim życiem ale nie wie jeszcze czego chce.
Ocena: 3/10
A Wy czytaliście już lub oglądaliście "Papierowe miasta"? Jak Wasze wrażenia?
Pozdrawiam,
Dagmara
Mi ogólnie książka się podobała, ale zakończenie niestety mi się nie spodobało. Filmu nie widziałam, choć mam w planach bo gra tam Cara, ale trochę się boję obejrzeć. Filmy przeważnie mi się nie podobają, po tym jak już mam za sobą lekturę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Joy ♥
A mi tam "Papierowe miasta" bardzo się podobały, po za "Szukając Alaski" jest to moja ulubiona książka Greena. A tak już po za wszystkim, czytałam ją i jako 13-15 latka i niedawno jako 17 latka i wydaje mi się, że wiek nie gra tu większej roli w odbiorze. Co do filmu, to kompletne dno według mnie :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńksiazkowy-termit.blogspot.com
No i wreszcie ktoś szczerze powiedział co o niej myśli. Książka naprawdę kiepska z dziewczyną, która ma nierówno pod sufitem, a główny bohater jak jakiś ślepy głupiec za nią jedzie, a ona go odsyła. Fatalny koniec. Już zawiodłam się na 2 książkach Greena.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ♥
http://kochamczytack.blogspot.com
Myślę dokładnie to samo. Dlatego dziwi mnie taka ilość pozytywnych recenzji tej książki, która ma tak beznadziejnych bohaterów i zakończenie.
UsuńPozdrawiam
Czytałam tak wiele dobrych recenzji, ale nigdy nie zamierzałam po nią sięgnąć. Zapewne miałabym takie same lub bardzo podobne odczucia do Twoich.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tę recenzję
Pozdrawiam
Jadwiga
Zajęcza Nora
Ostatnio widzę coraz więcej negatywnych opinii odnośnie jest książki, co niestety tylko dodatkowo mnie demotywuje do jej przeczytania. Greena lubię, ale nie mogę dużo o nim powiedzieć, bo przeczytałam jedynie GNW, ''Papierowe miasta'' miały być kolejne. Teraz jednak zaczynam żałować kupna książki. Nie znoszę takich przereklamowanych lub nudnych historii, więc jak widzę lektura ''Papierowych miast'' może nie być wcale tak udana jak się tego wcześniej spodziewałam.
OdpowiedzUsuńJak będziesz miała chęć po prostu na coś lekkiego, możesz spróbować. Nie czyta się źle, styl jest przyjemny, jednak fabuła do niczego czytelnika nie prowadzi. Ale jak już masz ją na półce to powiem, że mimo to, przeczytać się da ;).
UsuńPozdrawiam
a ja nadal nie mam ochoty na Greena i jej nie znajdę. :D
OdpowiedzUsuńPrzygodę z twórczoscią Greena dopiero zaczęłam.Jestem w trakcie czytania "Szukając Alaski" i chyba narazie odpuszczę sobie "Papierowe Miasta" bo mam wrażenie,że to zupełnie takie same książki ;)http://themessofbookie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń